...

...

czwartek, 4 kwietnia 2013

Wędrujące wyspy boga wiatru. Lipari


 Jest takie miejsce w Crosshaven, które za każdym razem gdy je odwiedzam, przypomina mi o pewnej wyspie, o sycylijskiej Lipari.
Eol, syn Posejdona, miał tu swoje królestwo, tu żył szczęśliwie z licznym potomstwem. Która z siedemnastu wysepek, jakie królestwo obejmowało, była jego główną siedzibą, jest kwestią sporną, może Czarny Gigant Stromboli, gdzie dym aktywnego wulkanu przez stulecia podpowiadał skąd i z jaką mocą wiatr wieje. Na wyspach zatrzymał się Odyseusz, któremu życzliwy Eol umożliwił szczęśliwy powrót do Itaki.
Na wyspach i my przystanęliśmy na chwilę a życzliwość Eola wyczerpała się na koniec dnia dopiero, nie utrudniając już jakoś zbyt dotkliwie powrotu na ląd stały.
Przez tysiące lat erupcja modyfikowała rozmiar i wygląd tych wulkanicznych tworów. Wyłoniły się z morza podczas trwania Plejstocenu, od tamtej pory kilka razy zmieniały kształt. Ewolucja trwa; w 1955 roku tuż przy Stromboli pojawiła się, po czym znów zniknęła,  malutka wysepka.
Ja naprawdę nie wiem ile czasu trzeba by mieć, by się urodą i dobrem wszelakim wysp nasycić; czy siedem, po jednym dla każdej z tych większych w archipelagu wystarczy? Mało!
Dzień to za mało, by na najmłodszej z wysp, Vulcano, gdzie Hefajstos urzędował,a w 1949 William Dieterle film z Anną Magnani wyreżyserował, zorganizować sobie wspinaczkę do jednego z trzech kraterów i kąpieli błotnej popróbować.
Dzień to za mało, by tropem "Listonosza" podążyć na Salinie. "Il Postino" na podstawie powieści Antonio Skarmety zainspirowanego zesłaniem Pablo Nerudy został nakręcony w 1994 roku w wiosce Pollara, w domu artysty Pippo Cafarella; dom filmowego poety Chilean granego przez Philippe Noireta jest dziś jedną z turystycznych atrakcji. Parę godzin zajmie wspinaczka na szczyt zielonej Fossa delle Felci; może to te widoki zainspirowały Massimo Troisi, reżysera "Il Postino"?
Dzień to  za mało, by nawet tą najmniejszą z wysp jaką jest Panarea, duszę głodną wrażeń nakarmić; tę upodobali sobie elitarni turyści podobno.
Czy dzień wystarczy, by Stromboli poznać? Turystów przyciąga tu aktywny od 2 tysięcy lat wulkan; to tutaj Roberto Rossellini nakręcił film z Ingrid Bergman, "Stromboli".
Filicudi i Alicudi to dwie przystanie ciszy i spokoju; mniej tu turystów, ale czy mniej atrakcji?
My na Wyspy Liparyjskie przeznaczyliśmy cały... poniedziałek.
Wybraliśmy Lipari.






Sporo szczęścia i wielu wyluzowanych, przyjaznych Sycylijczyków, oto co pozwoliło nam dotrzeć tego dnia na wyspy.
Mieliśmy około 180 kilometrów do przebycia. Wstaliśmy wcześnie i szybkim krokiem ruszyliśmy w stronę dworca . Może Katania wciąż jeszcze spłacała dług z 2008 roku, kiedy to miastu prąd dawkowano; im dalej od centrum, tym na ulicach ciemniej było, no ale tę drogę znaliśmy już dobrze.
Wyjechaliśmy "SAIS Autolinee" o 6 by o 7:30 znaleźć się w Messynie. Co dalej? Dostać się do Milazzo! Na dworcu znaleźliśmy informację a w niej sympatycznego pana, który wyrysował nam na kartce nazwę linii autobusowych "GIUNTA BUS" i mapkę gdzie znajdziemy ich siedzibę. Znaleźliśmy , owszem, ale w środku nikogo nie było, jakieś wesołe głosy dobiegały z pięterka. Pojawił się jeszcze jeden klient ale po paru minutach bezskutecznych prób przywołania kogoś poszedł sobie mrucząc coś pod nosem. Młoda, miła kasjerka, gdy się w końcu pokazała, wyjaśniła nam, że gdzieś tu niedaleko jest nowa "GIUNTA BUS" i że na pewno dostaniemy się nią do Milazzo na tyle wcześnie, by na prom do Lipari zdążyć. No to poszliśmy szukać tej nowej "GIUNTY", nie bardzo wiedząc jak. Spieszyliśmy się nie wiedząc dokąd, obok przejeżdżał właśnie pusty autobus, M. zagadał kierowcę pytając o Milazzo na co ten kazał mu wskoczyć do środka  a mnie zabrali po drodze. Wróciliśmy na dworzec, jak się okazało, tam nasz uroczy wybawiciel wskazał nam autobus, do którego mieliśmy wsiąść, pomógł kierowcy sprzedać bilety, po czym uzgodnili, że to on jednak pojedzie do Milazzo. Niczym się nie martwcie, powiedział. Przypominam sobie o nim i o tej wycieczce za każdym razem, gdy Boba Marleya słyszę.
O 9:30 mieliśmy wodolot Ustica Lines do Lipari i na niego zdążyliśmy! Już z okna autobusu dojrzałam kasę Ustici a prom odpływał z drugiej strony ulicy.
Na przystani przybyłych witał tłum Liparyjczyków oferujących a to hotel, a to wypożyczenie skuterka, a to Lipari tour. My poszliśmy swoją drogą.
Kompleks  liparyjskich zabytków jest tuż tuż.
 Zaszyliśmy się na czas jakiś w murach katedry zbudowanej w 1084 roku przez Normanów, zniszczonej przez piratów Red Beard w 1544 roku i odbudowanej w barokowym stylu, a potem w muzeum archeologicznym z imponującymi zbiorami pamiątek przeszłości, od czasów prehistorycznych po antyczne; muzeum zajmuje część XIII- wiecznego zamku przebudowanego kilkaset lat później przez Hiszpanów. Śladów kolejnych epok tu wiele; można trafić w takie miejsca, gdzie nagromadzona przez stulecia energia w drżenie wprowadza...











 
 


Pobłądziliśmy sobie uliczkami, zadziwiająco wąskimi niekiedy; momentami miałam wrażenie, że wdzieram się ludziom do ich domów, przechodząc obok drzwi otwartych, ławeczek w kwiatach tonących.











 Nogi niosły nas same, wspięliśmy się wysoko, skąd rozpościerał się przemiły oku widok. Można było sobie troszeczkę wyobrazić jak to jest mieszkać w pewnym sensie w odosobnieniu przecież a przy tym jak w bajce; bo mogli się tak poczuć właściciele wspaniałych posiadłości widzianych tu i tam.












Można by tak było iść i iść, ale czasu ubywało a przed nami była długa droga do Katanii. Pospacerowaliśmy jeszcze, M. stwierdził, że nigdzie nie jadł lepszych arancini, kulek mięsnych, wypiliśmy kawkę i trzeba się było dostać na prom do Milazzo.
Pogoda się zepsuła, Eol pogroził nam palcem, bo rzeczywiście wkroczyć do jego królestwa na pięć minut to jak zniewaga. Eolowe wiatry wzburzyły Tyrreńskie Morze ale spóźniona Ustica szybko dotarła do brzegów Milazzo. W Katanii byliśmy około 21:00.
Wyspy Eolskie w planach na Sycylię? Jak najbardziej, ale nie na jeden dzień! Czy tam kiedyś wrócimy? Kto wie, kto wie...