...

...

poniedziałek, 24 czerwca 2013

Erice.W królestwie bogini Astarte



Ha,jak już będziemy w Trapani przez tyle dni, to nie raz się do Erice wybierzemy, cieszyłam się w duchu, zobaczymy je w dzień, zobaczymy o zachodzie słońca, sprawdzimy jak jest oświetlone w nocy, a co!
Ja już nie wiem jak to sobie wyobrażałam! że obok naszego apartamentu schody do samego Erice,na szczyt 751 metrowej góry, się znajdują?! O naiwności!
To była niedziela.Na dworcu wskazano nam skąd odjeżdżają autobusy do stacji kolejki linowej;w ten bowiem sposób postanowiliśmy na Erice wjechać.Na Piazza Emanuele,tuż przy punkcie informacji turystycznej,w niedzielę zamkniętej rzecz jasna,czekała już grupka ludzi,niektórzy wyglądali,jakby spędzili tam sporo czasu.Dołączyliśmy do nich.Znudzona przedłużającym się wyglądaniem autobusu zaczęłam studiować dokładnie tablicę rozkładu jazdy.Przyuważył to przechodzień, miejscowy.
- Ależ dzisiaj autobusy nie kursują!Możecie pojechać do Agrigento, Mazara del Vallo,do Palermo,niebieską linią "Segesta",ale do Erice?Nie!
I co teraz?Ja chcę do Erice!Chcę dzisiaj!
Według Google jest to odległość ponad 3 km i my pokonaliśmy ją pieszo.Na szczęście kolejka działa i w niedzielę!Po niespełna 15 minutach znaleźliśmy się na górze.
Chyba niewiele już takich miejsc zostało.Ale.Czy chciałabym tu zamieszkać?Hmm. Musiałabym się poważnie zastanowić,bo mimo urody miejsce to kojarzy mi się z odosobnieniem.Skazańcy,czy wybrańcy bywali tu od świata odsunięci?  Wybrańcy,od wieków wybrańcy!Zresztą skazańcy szybko poczuliby się wybrańcami.
Nie jest to takie oczywiste,że ile razy wjedzie się na szczyt,tyle razy zobaczy się te nieziemskie panoramy wszędzie wokół. Zadziwiająco często jak na tę szerokość geograficzną Erice spowijają mgły.Mówię "nieziemskie", bo nam udało się je zobaczyć. To pierwsza rzecz,na jaką zwraca się tu uwagę,już podczas drogi na szczyt,położenie.A później reszta niezwykłości.
Niezwykłość ta kryje się nie tyle w ciekawych zabytkach,których wielu tu nie ma,ile w nienaruszonym od wieków średniowiecznym charakterze.Można się zagubić i w czasie,i w przestrzeni,wchodząc do labiryntu brukowanych,wąskich uliczek,przy których stoją kamienne domy,z podwórkami osłoniętymi przed wścibskimi obcymi przybyszami z całego świata.












Niezwykła jest historia Erice.
W bardzo odległej przeszłości na szczycie góry znajdował się,jak głosi legenda,dom bogini miłości,płodności i wojny,Astarte.Zwykli śmiertelnicy przekonani byli o absolutnej boskości tego miejsca, przybywający zewsząd pielgrzymi pragnęli złożyć hołd Astarte a pokusa,by poddać się choć przez chwilę opiece pięknych kapłanek musiała być duża...A nie tylko o zwykłe rozkosze cielesne chodziło przecież.Mężczyźni przekonani byli,że wypełniając ten ...obrządek religijny...jakim był seks właśnie,wspomagają naturę w jej płodności;jakże istotne było niegdyś posiadanie licznego potomstwa! Kult płodności to jedna z najstarszych religii świata.
Świątynia wkrótce ociekała złotem,ale przez stulecia nikt nie ważył się jej zbezcześcić.
Kult bogini miłości zaszczepili prawdopodobnie pierwsi mieszkańcy tych ziem,lud Elymów,który,jak głosi Tukidydes,przybył tu z Troi po jej upadku.To Elymowie założyli i Erice,i Segestę i to oni panowali tu od XV do VIII w p.n.e. Po nich ten sam kult przejęli Fenicjanie,potem Grecy i Rzymianie.
Po upadku Imperium Rzymskiego  mgła zapomnienia spowiła Erice,aż do XII wieku,kiedy wzmianki o mieście pojawiły się w pismach arabskiego geografa Ibn Jubaira. Zachwycał się  jednak już nie Erice Astarte-Afrodyty-Wenery a osadą,którą Roger II wybudował na szczycie wzniesienia,Monte San Giuliano,nazwaną tak od imienia świętego,który pojawił się w królewskim śnie.Nazwę tę zmieniono na "Erice" dopiero w 1934 roku,za rządów Benito Mussoliniego.Na Monte San Giuliano nie było już śladów po świątyni bogini miłości.Może zawaliła się sama,a może pomógł w jej zniszczeniu normandzki władca,zacierając pieczołowicie ślady pogaństwa na tych boskich sycylijskich ziemiach.W każdym razie imć Ibn Jubair o urodzie "Castello di Venere "się rozpisywał,o tej samej budowli,jaką i dzisiejszy podróżnik z chęcią uwiecznia na swych fotografiach.
Jedno nie zmieniło się przez wieki,tamtejsze widoki. Poza Trapani i Salinami,poza Wyspami Egadzkimi, Monte Cofano i Sciacca przy sprzyjających warunkach dostrzec można Usticę,Pantellerię i Capo Bon w Afryce.













Porta Trapani,którą wchodzi się do miasta,istnieje od 3 tysięcy lat.Miasto otaczał wówczas mur zbudowany z tej samej skały,na której stał,tak,by spoglądający z dołu człek miał wrażenie,że to wciąż część góry.Sama długo szukałam wzrokiem miasta na szczycie,szykując się do wyprawy.Brama zwie się "Trapani",bo wychodzi na Trapani właśnie,leżące u stóp Monte.
Tuż za bramą znajduje się jeden z dziesięciu kościołów,Chiesa Matrice i dzwonnica zbudowana w 1312 roku jako wieża obserwacyjna. Nie interesuję się kościołami na tyle,by wędrować od jednego do drugiego i notować w pamięci dotyczące ich szczegóły ,zdecydowanie bardziej lubię poddać się klimatowi samego miejsca,który w Erice,jak wspominałam,jest niepowtarzalny,zwłaszcza gdy zawierzymy legendzie wedle której i Herkules ,i Dedal ślad swej stopy tu odcisnęli...











Przyznać trzeba,że naukowcy znaleźli sobie nietuzinkowe miejsce corocznych spotkań;to w Erice znajduje się Centrum Kultury Naukowej imienia Ettore Majorana,włoskiego fizyka ,który zaginął w tajemniczych okolicznościach. Uczeni z całego świata,znawcy przeróżnych dziedzin nauki spotykają się tutaj,by w swego rodzaju odosobnieniu podyskutować na ważne tematy ( w Chiesa di s. Domenico,przy Piazza Umberto I).
W wielkopiątkowe popołudnie można być świadkiem niezwykłej procesji,której tradycja sięga drugiej połowy XVI wieku;do dziś pielgrzymi ubrani w białe tuniki zakonników wędrują tą samą co przed wiekami trasą.
Przy głównej ulicy,Corso Vittorio Emmanuele,łatwo dać się oczarować uśmiechającym się pannom oferującym kolorowe słodkości,wśród nich "dolci ericini"czyli ciasteczka z migdałów i marcepanu cieszą się wyjątkową popularnością. Udało nam się wejść do kawiarni zanim wdarła się tam grupa wycieczkowiczów. Nie skusiliśmy się na "frazzate",czyli bawełniany dywanik,kolejny typowy dla tego miejsca wyrób,ale przyznać trzeba,że jeśli ktoś lubi przywozić gadżety z wycieczek,to będzie miał tu w czym wybierać.


Od 1957 wiosną każdego roku organizowane są wyścigi samochodowe;serpentyną biegnącą od Valderice na szczyt 751-metrowej góry przejeżdżają auta i nowoczesne, i stare, wśród nich prototypy aut wyścigowych.




Będę pamiętać o Erice.
Szukałam uparcie jakichś niesamowitych faktów w historii tego miejsca od panowania Normanów do teraz właściwie, ale tak jak w bardzo zamierzchłych czasach działy się tam rzeczy niezwykłe, tak później tej niezwykłości w przeszłości Erice zabrakło.
Chciałabym tam wrócić i we mgle pobłądzić, zagubić się w czasie, kapłanki bogini Astarte podejrzeć...

sobota, 8 czerwca 2013

W Trapani fajnie jest!


 Polubiliśmy Trapani.
Łatwiej je polubić, gdy się tam więcej czasu spędzi, gdy się w Trapani pomieszka i podpatrzy życie miasteczka rano, w południe i wieczorkiem, we wtorek i w niedzielę.
Kto wie, jakich wrażeń dostarczyłby kilkugodzinny tu pobyt? Ile zdążylibyśmy zobaczyć? Pewnie umknąłby nam zachód słońca,moglibyśmy nie trafić na ślub czy procesję świąteczną przemykającą wąskimi uliczkami; mogłoby nas ominąć wyczekiwanie na prom w mglisty poranek.
Wniosek z tego nasuwa się jeden.Kilka godzin przeznaczyć na poznanie nowego miejsca nie wystarczy,by względnie obiektywnie je ocenić.Nasze o Marsali czy Mazara del Vallo opinie miarodajne więc być nie powinny,przyznaję szczerze.Ale o Trapani coś już powiedzieć możemy po spędzonych tam kilku dniach.
Nie bez powodu urządziliśmy tu naszą drugą bazę podczas tego pobytu na Sycylii.Wszędzie stąd blisko,gdy się chce przeprowadzić mały rekonesans zachodniej części wyspy.Okazało się jednak,że tak jak wschodnia Sycylia nie zmusza do wynajęcia samochodu,oferując wiele wygodnych połączeń publicznymi środkami transportu,tak w zachodniej bez własnego pojazdu łatwo nie jest.Owszem,dojechać można,ale wrócić trzeba by następnego dnia jeśli nie po godzinie.Dotyczyło to na przykład Riserva Naturale dello Zingaro odległego o 40 zaledwie kilometrów,Scopello(38km), Castellamare del Golfo (53km) czy jednej z Wysp Egadzkich,Marettimo.
Zrobiliśmy,co mogliśmy zatem i wśród odwiedzonych miejsc,bez wynajmowania auta,znalazły się Marsala,Mazara del Vallo,Erice i Favignana.
Mówimy tu oczywiście o organizowaniu sobie czasu na własną rękę,bo jeśli chodzi o skorzystanie z ofert licznych punktów informacji turystycznej,opcji jest dużo.
 Podróż autobusem z Palermo przebiegła szybko, mimo że miasta dzieli ponad 100 kilometrów. Krajobraz przechodzi z górzystego w prowincji Palermo na bardziej płaski ale wciąż uroczy Trapani.
Wysiedliśmy przy zielonym parku Villa Margherita i z mapką,na której zaznaczyłam nasze lokum na kilka dni, Case Vacanze Trabinis,ruszyliśmy w stronę starego miasta. Gdyby nie nasze walizy,gubić się w labiryncie wąskich uliczek,co nas niebawem spotkało,byłoby całkiem fajnie... Wszyscy,których prosilismy o pomoc pokazując im mapkę z adresem,byli bardzo życzliwi,od pani-babci,po chłopaczka młodego;nie mogło się nie udać. Apartament w Case Vacanze Trabinis okazał się rewelacyjnym wyborem!Młody właściciel prowadzi także biuro informacji turystycznej  przy Via Garibaldi.Lokalizacja fantastyczna jeśli się już człowiek w labiryncie rozezna,co mi zajęło jednak trochę czasu! Piękna pogoda zachęciła do szybkiego opuszczenia naszych pokoi i zapoznania się z miasteczkiem.









Nie jest czymś ponad ludzkie siły obejść starą część miasta wszerz  i wzdłuż,jak to zrobiliśmy.Od Lungomare Dante Aligheri poszliśmy dalej wzdłuż brzegu morza w stronę Torre Ligny; przedreptaliśmy i Corso Vittorio Emanuele,i Viale Regina Elena bliżej portu;nie tropiliśmy zabytków,których właściwie w Trapani nadmiaru brak,chcieliśmy po prostu spędzić miło czas.






Nikogo tu nie obchodzi,o której godzinie turyści jeść przywykli;jak się turysta dostosować nie potrafi to niech głodny chodzi,taką się tu filozofię wyznaje i ja tę filozofię bardzo szanuję,M.może troszkę mniej,bo gorzej głód znosi.Znaleźliśmy jednak lokal,który małe odstępstwo od obowiązującej normy stosuje,tam jeść dostaliśmy,tam wracaliśmy,bo jedzenie było smaczne; cous cous tylko we czwartki chyba,o ile pamiętam,więc tej typowej dla regionu potrawiny skosztowaliśmy gdzie indziej,chyba w Mazara del Vallo.
Po drodze do Case jeszcze jedna niespodzianka,udało nam się zdobyć słodkości prosto z królestwa piekarza-cukiernika,który zachęcił nas do wejścia,może litując się na widok wytrzeszczonych łakomstwem oczu.



Jak tu po ich spałaszowaniu nie pospacerować jeszcze?Codziennie wieczorem biegliśmy do Torre Ligny na zachód słońca,by później już na spokojnie atmosferze ożywionego wieczorem Trapani się poddać, spacerując głównymi ulicami starego miasta,gdzie miejsc przyjemnych parę przecież jest!










Któregoś dnia natknęliśmy się ślub w katedrze San Lorenzo,ale pozycja gapa z ostatniego rzędu średnio mi odpowiadała,tyle ludzi się tam zebrało;.zdaje się,że i telewizja lokalna imprezę relacjonowała. W tym samym czasie w pobliżu kręciła się grupka młodych chłopaczków "dźwigając" coś jak ołtarzyk i prosząc przechodniów o datek.
Jak jeszcze raz podejdą,to im coś wrzucę,za upór! powiedział M.Podeszli,dostali,oniemieli. :D










Innym znów razem procesję świąteczną podpatrzyłam,M.został w apartamencie.Przechodziła tuż pod naszym oknem,wąską uliczką się przedzierała.Wybiegłam zaciekawiona,dźwięki orkiestry przyciągnęły mnie na plac,gdzie tłum gęstniał z minuty na minutę. Nie bardzo wiedziałam,na co czekam w palącym słońcu,dlaczego właśnie tu zebrali się ludzie.Wreszcie się pojawiła.Figura Chrystusa niesiona na podeście,za nią młodzi,starzy,kobiety,mężczyźni,wielu trzymało w rękach ogromne świece.No i orkiestra.Procesja poszła dalej a ja wróciłam szybko do M.zaniepokojona krążącymi wokół samotnego dziewczęcia z aparatem,znaczy nietutejszej,typkami w ciemnych okularach.
Powiedzmy,że widziałam namiastkę słynnej wielkanocnej procesji,ta jednak trwa znacznie dłużej,około 24 godzin."I Misteri" wyrusza o godzinie 14 w Wielki Piątek; mężczyźni niosą na swych barkach 20 rzeźbionych stacji Męki Pańskiej,które powstały między XVII a XVIII w. dzięki lokalnym artystom. Od ponad 400 lat tysiące mieszkańców Trapani ale i wielu turystów przybywających tu specjalnie na tę okazję,przemierza uliczki starego miasta w rytm dźwięków wygrywanych przez orkiestrę.








Saliny słynne zostawiliśmy na ostatni dzień,tak jakoś wyszło,właściwie to na ostatni wieczór.Po powrocie z Favignany pobiegliśmy do wypożyczalni rowerów, której właściciel pochwalił się nam,że ma żonę Polkę i kilka razy już w Polsce był.Do zamknięcia wypożyczalni zostały dwie godziny,tyle czasu mieliśmy na dotarcie do Salin i z powrotem.Dobrze,że nie wiedzieliśmy dokładnie,jak to daleko i że do Nubii w zasadzie trzeba dojechać.Kierując się znakami jechaliśmy i jechaliśmy bez końca,pod wiatr w jedną i w drugą stronę!Zatrzymaliśmy się przy jednym wiatraku,ale to miejsce w niewielkim tylko stopniu  przypominało zdjęcia oglądane w necie;tablica informacyjna kazała nam ruszyć dalej,i to szybko,zanim zmrok zapadnie.Przejechaliśmy przez Nubię,w której znajduje się Museo delle Saline.Muzeum było już niestety zamknięte,ale krajobraz w świetle zachodzącego słońca był bardzo ujmujący.Sól pozyskiwano tu już w starożytności,eksportowano ją do wielu krajów na świecie.













Na popularność Trapani wśród turystów wpłynęła zapewne promocja pobliskiego lotniska,często bardzo atrakcyjne ceny biletów.I nie sądzę,by to pięknie położone miasteczko portowe  któregoś z nich rozczarowało!Nas nie!