...

...

poniedziałek, 22 lipca 2013

Uwielbiam Solunto!!!



Podobny do tego obrazek zainspirował mnie do jeszcze jednej wycieczki w nieodległe rejony Palermo.Solunto znajduje się około 10 kilometrów na wschód od tej ruchliwej metropolii.Tego samego dnia,ostatniego już niestety,zdążyliśmy wrócić autobusem z Trapani,pojechać pociągiem do Solunto właśnie,dostać się na lotnisko i wrócić szczęśliwie do Dublina.Można!Przechowalnia bagażu na dworcu centralnym w Palermo sprawdziła się znakomicie!
I tak zamiast marnować ostatni dzień na spacero-zakupy,jak się nam to często przytrafiało,spędziliśmy parę godzin w pięknym miejscu. Z takimi miejscami przede wszystkim kojarzy mi się Sycylia...
Zagapiłam się i wysiedliśmy w Porticello a powinniśmy w Santa Flavia,przystanek wcześniej.W ten sposób straciliśmy ponad godzinę cennego czasu,do czego zdążyłam juz przywyknąć zresztą.
-Turyści,hę?-zagadnął nas po polsku nastolatek ze szkolnym plecakiem.Czy mnie to zdziwiło?Polacy są wszędzie.
Zarzuciliśmy pomysł,by pieszo do Solunto dotrzeć,pociągiem było łatwiej w ten upalny dzień.
Gdzież to może być? głowiłam się maszerując zwyczajną ulicą i rozglądając w poszukiwaniu obrazków jak z bajki,które gdzieś tu się musiały skrywać.
W aptece na rogu,gdzie wstąpiliśmy po coś na oparzenia słoneczne dla M.,trzy uśmiechnięte Sycylijki podpowiedziały nam jak tam trafić.No i zaczęła się marszo-wspinaczka. Ale jak już dotarliśmy na miejsce ...Uwielbiam taką Sycylię!

 




























Cóż to jest,to Solunto?
Są to ruiny kolonii kartagińskiej,założonej przez Fenicjan z Afryki Północnej w VIII w.p.n.e.
Wybrali sobie miejsce urocze,trzeba przyznać!Ze zbocza Monte Catalfano rozciąga się widok na Morze Tyrreńskie,przylądek Capo Zafferano i port Porticello.
Kartagińczycy rządzili w Solunto przez ponad wiek,dobry wiek dla tego miasta,które było wówczas dużym portem współzawodniczącym z Palermo i Mozią,dwiema innymi koloniami kartagińskimi.Później wpadło w ręce tyrana Syrakuz ,Dionizjusza Starszego i prawdopodobnie w tym czasie zostało zniszczone.Zajęli je i odbudowali następnie greccy najemnicy a po nich,w okresie I Wojny Punickiej,przejęli Solunto Rzymianie.Większość zachowanych budowli jest rzymska właśnie.Prace wykopaliskowe rozpoczęto w XIX wieku.
Zdobycze archeologiczne zgromadzono w niewielkim muzeum urządzonym tuż u wejścia do miasta;wstęp jest płatny ale to naprawdę symboliczne kwoty(2 euro o ile pamiętam). Niestety wszystko opisane po włosku jedynie,na tablicach informacyjnych w samym już mieście pojawił się także angielski.
Prace wykopaliskowe nadal trwają,do tej pory odkryto rzymskie,jak wspomniałam,budynki,łaźnie,Gymnasium,czyli salę gimnastyczną ,gdzie wciąż widoczne są mozaiki na zachowanych skrawkach podłogi,"Casa di Leda",dom mieszkalny odkryty w 1963 roku,bogato udekorowany mozaikami i malowidłami;na jednym z nich widać Ledę z jej łabędziem-kochankiem,stąd nazwa budynku.Wiadomo też,gdzie znajdowała się Agora,główny rynek miasta.Tutaj skupiało się życie mieszkańców,tutaj mieli swoją świątynię,warsztaty rzemieślnicze,teatr.W II wieku n.e. Solunto opustoszało niemal doszczętnie.Dlaczego?Nie wiadomo.
Jedno wiem,warto tam spędzić chwilkę,pokontemplować urodę tego miejsca,odetchnąć od "uroków" cywilizacji XXI wieku...

czwartek, 18 lipca 2013

Mazara del Vallo i z zupką w tle przygoda


Po wizycie w Marsali dość mieszane uczucia towarzyszyły nam w podróży do kolejnego miasta,o którym się jakoś szczególnie nie rozpisywano. Zaryzykowaliśmy. Łatwo tam dotrzeć z Trapani, pociąg jedzie około 40 minut.
Po pierwsze Mazara del Vallo to kolejne z tych miejsc,które od naszych wyobrażeń o Sycylii znacznie odbiegało,które nasz obraz wyspy nieco odmieniło. Arabowie nadali temu miastu rangę szczególną i afrykańskich wpływów dostrzec tu można niemało... cóż mogę mieć namyśli?
Od początku zacznijmy.
Jeśli jedziemy gdzieś na chwilę a informacji o tym miejscu mamy niewiele,udajemy się czym prędzej do miejscowego biura informacji turystycznej,by tam dostać jakąś mapkę i parę wskazówek w którą to stronę swe kroki skierować.W Mazara del Vallo znaleźć biuro łatwo nie było,właściwie przez przypadek weszliśmy na jakiś dziedziniec,gdzie podeszła do nas miła pani,do której dołączyła jej przesympatyczna koleżanka mówiąca lepiej po angielsku i to ona oznajmiła nam,że trafiliśmy właśnie do informacji,podpowiedziała co zobaczyć i jak tam dotrzeć. Casbah oczywiście!Dzielnica arabska!
Zanim jednak dotarliśmy do Casbah, wpadliśmy w sidła rezolutnego właściciela sklepu z pamiątkowymi gadżetami, który dybał na swe "ofiary" nawet nie w swoim przybytku, a w pobliskim teatrze, gdzie pewnie po znajomości oprowadzał grzecznych turystów, by po chwili zaprosić na mały rekonesans swoich prywatnych włości. Przesympatyczny!No nie mogłam wyjść z pustymi rękami! Bransoletkę,dzieło jego żony, kupiłam!
Od Casbah dzieliły nas kroki!O miejscu tym nie tylko czytałam jakieś wzmianki w przewodnikach, nie tylko w cudzych relacjach z podróży, także zapewnienia miejscowych, kompetentnych osób upewniły nas co do wyboru kierunku.
Pełni ekscytacji, z mapą w ręku,wkroczyliśmy w, tak!, trochę inny świat! Oznajmił nam to i dźwięk muzyki arabskiej, i zapach niecodzienny jedzenia, i obraz.Och!gdybym tak jeszcze znała ten włoski-sycylijski! Na licznych ceramicznych płytkach umieszczonych na ścianach budynków, spisano historię tego miejsca,pan sklepikarz nam o tym opowiedział.Zdjęcia!porobię zdjęcia!To takie ciekawe!Zatrzymywałam się co krok.Żadnego turysty nie spotkaliśmy!Czyżby pora obiadowa,sądząc po dźwiękach i zapachach,nie była odpowiednim momentem na oglądanie-podglądanie?
Przysiedlismy na ławeczce w jakimś,zdawało się,centralnym punkcie dzielnicy.I oto pojawił się przystojny uśmiechnięty młodzieniec,w rękach trzymał talerz.
-Normalnie zupkę zaraz dostaniemy!- powiedziałam do M. półgłosem, rozbawiona.- Fajnie tu jest!Podoba mi się!Fotkę mi zrób!- kontynuowałam.
Młodzieniec,przyglądając nam się z przymilnym uśmiechem, przeszedł w jedna stronę, po chwili w drugą...
- Oho!coś się dzieje!- z zadumy wyrwał mnie głos M.- Spadamy stąd!Szybko!- ruchem głowy wskazał grupkę mieszkańców dzielnicy; mężczyźni pojawili się nie wiadomo kiedy i gorączkowo o czymś rozmawiali zerkając w naszą stronę.
Podejrzliwość M. często wydawała mi się niepotrzebna, tym razem jednak faktycznie coś było na rzeczy! Uświadomił mi to dodatkowo nieznajomy, który zatrzymał nas podczas naszej "ucieczki" pytaniem skąd jesteśmy (bardzo miła reakcja Jugosłowianina, jak się okazało, na odpowiedź,że z Polski!), i poleceniem, by tam skąd idziemy nie obnosić się z niczym, z aparatem też nie!
Nabawiłam się w Mazara del Vallo manii prześladowczej normalnie! W każdym młodym chłopaku z telefonem przy uchu widziałam jednego z szajki, który właśnie informował resztę gdzie jesteśmy!Poczucie,że jesteśmy obserwowani i powoli osaczani towarzyszyło mi do ostatniej chwili spędzonej w tym mieście! Do momentu aż znaleźliśmy się w pociągu. No cóż,na pewno o Mazarze nie zapomnę!




















W tym zabytkowym centrum mieszkają głównie emigranci z Afryki Północnej.
To Arabowie właśnie przywrócili przed wiekami świetność Mazarze; nie tylko port odzyskał swą renomę wznawiając handel z Afryką i Hiszpanią, miasto stało się także ważnym ośrodkiem studiów arabskich, gdzie wykładano literaturę, poezję, prawo i religię.
O obecności Normanów w Mazara del Vallo przypominają ruiny zamku na Piazza Mokarta, naprawdę niewiele z niego zostało! Nieopodal znajduje się katedra, zbudowana w miejscu dawnego meczetu na polecenie Rogera I,normańskiego władcy; przebudowano ją kompletnie pod koniec XVII wieku.
Cóż jeszcze ciekawego, przyjemnego w Mazara znaleźć można?
Całkiem przyjemne nabrzeże z palmami i ceramicznymi ozdobami na przykład. Ta ceramika to efekt pracy "Hajto", młodych artystów, absolwentów Instytutu Sztuki Regionalnej Mazara del Vallo, efektowne połączenie tradycji starożytnej z nowoczesnością.
Jest też w Mazara "Tańczący Satyr", rzeźba z brązu wyłowiona w Morzu Śródziemnym przez kapitana Ciccio Adragna w 1998 roku, rzeźba liczy sobie około 2000 lat i ja jej nie zobaczyłam,bo plan dnia został zupełnie zrujnowany po wędrówce zaułkami Casbah...

italymagazine.com












mm