...

...

wtorek, 24 listopada 2015

A ja wolę Modikę!



Że co? Że kolejny szykuję pean na cześć sycylijskiej ziemi? No cóż, no nie inaczej! Ale Modica jest naprawdę przepiękna! I w moim prywatnym rankingu prześciga Ragusę, a zastanawiam się dość mocno czy i nie Noto...
Wszystkie trzy ucierpiały w tym samym nieszczęsnym trzęsieniu ziemi pod koniec XVII wieku, wszystkie starano się szybko odbudować w ówczesnym barokowym stylu, i efekt tego zachwyca do dziś.
Spodobała nam się już wtedy, gdy przejeżdżaliśmy przez nią w drodze z Ragusy do Scicli, a późniejszy kilkudniowy pobyt wcale nas nie rozczarował. Przyznaję, że czytam opinie innych o miejscach, do których sama zaglądam, ale gdybym się miała tylko tymi opiniami sugerować, wiele mogłabym pominąć.
Przyjechalibyśmy do Modiki na pół dnia, jak "każą" przewodniki, i co? Zobaczylibyśmy piękne ale nieco opustoszałe w ciągu dnia miasto, ulegając leniwej atmosferze wgramolilibyśmy się pewnie na szczyt schodów prowadzących do jednego ze "stu kościołów", do katedry San Giovanni, bo to jeden z popularniejszych obiektów. Czasu i energii mogłoby nie wystarczyć na wejście jeszcze wyżej, między dziwne, opustoszałe zdawałoby się zaułki, gdzie już tylko ptaki płoszyliśmy i skąd wialiśmy śmiejąc się nie wiedząc z czego. Powłóczylibyśmy się to tu to tam, wstąpilibyśmy do "Dolceria Bonajuto"  by popróbować czekolady wedle receptury Azteków wyrabianej, z jakiej tylko Modica słynie (a skłamałabym mówiąc, że nic lepszego w życiu nie jadłam...), potem jakaś kawa, "mpanatigghi modicani", wizyta w jadłodajni, znów krótka włóczęga i powrót do "bazy" przedostatnim, tak na wszelki wypadek, autobusem, czyli dość wcześnie, jeszcze przed zachodem słońca.
I cóż byśmy takiego stracili? O jakie doznania bogatsza jestem po trzech dniach spędzonych w Modice? ( No dobrze, nie do końca trzech, bo odwiedziliśmy też w tym czasie Pozzalo i Noto)
Prawdziwą atmosferę miasta odkrywa się po zmierzchu, gdy zapełniają się ulice, małe skwery, kafejki, restauracje; i Modica Bassa, i Modica Alta rozbrzmiewają wtedy radosnym gwarem. Fajnie jest zwyczajnie przysiąść gdzieś pośród tłumu i chłonąć jego energię. Fajnie jest nigdzie się nie spieszyć! Mnóstwo tu młodych ludzi i atmosferze zabytkowego miasta bardzo to sprzyja.
Zatrzymaliśmy się w stylizowanym na tradycyjne sycylijskie mieszkanie apartamencie, a wszelkie wątpliwości czy to dobry wybór zginęły w świetle serdeczności i gościnności właścicielki, signory Silvany, do tego jej naleweczki, ciasteczka, arancini, które jakoś nie chcą nam zbrzydnąć! co za "wyborny recept"!
Byłaby dla mnie signora Silvana niezgłębioną kopalnią wiedzy wszelakiej o Modice, ale że lenię się strasznie i języka włoskiego nawet nie zaczęłam się jeszcze uczyć, intuicji musiałam zawierzyć próbując się jakoś z nią porozumieć. Nie przeszkodziło nam to w nocnej wycieczce po mieście, ani we wspólnej podróży do Noto ale wiem, że zyskalibyśmy dużo, dużo więcej mogąc z nią swobodnie rozmawiać.

Cava d'Ispica

W drodze do barokowej perły południowej Sycylii minęliśmy rodzinny dom naszej przewodniczki, w pobliżu wąwozu Cava d'Ispica, i tylko z daleka mogliśmy "jaskiniowe miasto" zobaczyć, bo bez samochodu nie ma szans na dotarcie w to wyjątkowe miejsce. "Trzeba było powiedzieć, że chcecie tu przyjechać!"- powiedziała, tak mi się wydaje przynajmniej, nasza signora - "Przecież bym was zawiozła!"
Wąwóz jest długi na 13 kilometrów a wyżłobiła go płynąca tu kiedyś rzeka; pełno w nim jaskiń i grobowców ( nawet z XIII w.p.n.e., kiedy żyli tu Sykulowie), które aż do początku XX wieku służyły ludziom za domy.
 
casuzze.it

Cava d'Ispica, źródło: commons.wikimedia.org



Presepe Vivente

Raz w roku miejsce to ożywa w sposób zupełnie niezwykły!A że ja się w grudniu z domu nie ruszam z reguły, nie będzie mi raczej dane zobaczyć jak wąwóz zamienia się w XIX- wieczną wioskę. Wiele osób bierze czynny udział w przedstawieniu, i dzieci, i dorośli wcielają się w postaci sprzed ponad wieku, odgrywając scenki z ich życia. Wspólne zajęcia musiały mocno zacieśniać relacje w tej niewielkiej społeczności. Niektóre z tradycyjnych "zawodów" istnieją na Sycylii do dziś, inne zaginęły wyparte przez cywilizacyjny postęp; "curdaru" skręcał sznury, "sapunara" wyrabiał mydło z oliwy, "carritierri" malował tradycyjne kartki, a co do "macaroni"to podejrzewam, że niejedna kobieta i dziś sama robi domowy makaron, może wino wyrabia się nieco inaczej i tradycja udeptywania winogron bosymi stopami żyje już tylko w pamięci.
Bardzo ważne, o ile nie najważniejsze są tu oczywiście  sceny z życia Świętej Rodziny a postać dzieciątka Jezus odgrywa najprawdopodobniej najmłodsze w mieście dziecko.
"Presepe Vivente di Ispica" trwa kilka dni, zwykle od 25 grudnia do 6 stycznia,a turyści są oczywiście bardzo mile widziani. Bilet kosztuje 3 euro, to chyba nie zdzierstwo?

italymagazine.com

italymagazine.com

italymagazine.com

italymagazine.com
presepeviventeispica.com

presepeviventeispica.com

presepeviventeispica.com

Cioccolato di Modica

Nam posmakowała, ale wielu marudzi, że to nie to, że ta zwykła jest lepsza i skąd właściwie cały ten szum wokół tego domniemanego rarytasu.
Czekolada z Modiki zwykła nie jest, ma inną konsystencję, cukier chrzęści pod zębami, nie rozpływa się w ustach jak ta, którą zna każdy. Specjalną recepturę Azteków, wykradzioną razem z ziarnami kakaowca z Ameryki Południowej, stosuje się w Modice do dziś. Wykradli ją Hiszpanie z konkwistadorem Hernanem Cortesem na czele. Nie od razu poznali się Europejczycy na prawdziwej wartości kakaowca, mieszkańcy Nowego Świata znali ją od stuleci; po Olmekach, którzy wymarli 400 lat przed Chrystusem, tradycję uzyskiwania z ziaren kakaowca gorzkiego napoju przejęli Majowie i Aztekowie. Mieszali go z różnymi przyprawami utrzymując jednak gorycz, która to właśnie Europejczykom jakoś nie mogła przypaść do gustu. Byle kto ust swoich nie moczył w owym energetycznym afrodyzjaku konsumowanym podczas przeróżnych obrzędów i rytuałów, był to napój elit, władców. Ziarna kakaowca były w nie znającym pieniądza świecie Azteków środkiem płatniczym, za 100 można było kupić niewolnika, jak referowali podbijający Amerykę Hiszpanie, tyle samo zarabiał tragarz przez cały dzień, usługi prostytutki to wydatek 10 ziarenek...
Jeśli zawierzyć naukowym badaniom, czekoladę znano i popijano już jakieś 3 tysiące lat przed przybyciem Krzysztofa Kolumba i Cortesa do Ameryki. W znalezionych przez archeologów naczyniach sprzed wielu wieków poszukuje się śladów teobrominy, substancji podobnej do kofeiny, której spore ilości zawierają właśnie oryginalne amerykańskie kakaowce. I ślady te są!
Wraz z Hernanem Cortesem czekolada trafiła do Hiszpanii a stamtąd do Francji, Anglii i Szwajcarii, jednak dopiero w XIX wieku, gdy ilość plantacji kakaowca znacznie się zwiększyła, a proces wyrobu uległ mechanizacji, jej smak, już nie gorzki, poznali i mniej zamożni Europejczycy.
Wieloletnie eksperymenty doprowadziły do powstania produktu, którego tyle odmian mamy dziś na sklepowych półkach, że trudno się zdecydować, który wybrać, co do "cioccolato di Modica" natomiast, jest ona o tyle wyjątkowa, że owym eksperymentom umknęła i nadal wyrabia się ją "na zimno", z trzech zaledwie składników, masy kakaowej, cukru i przypraw, nie ma tu ani masła kakaowego, ani żadnych pochodnych lecytyny czy mleka, nie ma konserwantów ani barwników; niska temperatura pozwala zachować aromat i nie rozpuszcza cukru, stąd wyczuwalne grudki.
W znanej cukierni "Antica Dolceria Bonajuto" wiele się o czekoladzie dowiedzieć można, a degustacja wszelkich tamtejszych wyrobów pomaga w wyborze zakupu typowego upominku z Modiki. Tę z kardamonem i z imbirem sami zjedliśmy, nikt jej nie dostał.

en.wikipedia.org
"mpanatigghi modicani" nadziewane mielonym mięsem wołowym z czekoladą... , źródło: lavogliamatta.com


Trudno mi powiedzieć, dlaczego tak pięknemu miastu poświęca się gdzieś na marginesie przewodników o Sycylii parę zdań zaledwie, naprawdę nie wiem. W czym jest gorsze od Noto z perspektywy turysty, który o baroku i perłach architektury wie tyle, że są piękne i chciałby je zobaczyć. Narzekają kulinarni turyści, że mało tu dobrych restauracji, ale ile z nich mają szansę odwiedzić wpadając do Modiki na dzień, bo tak przecież sugerują dzierżone w ich dłoniach książeczki.
Moja sugestia? Nie tydzień może, ale jeden, nawet dwa noclegi warto sobie zarezerwować, a potem się zobaczy. Są tacy, którzy zostają tu na zawsze, którzy zakochują się w Modice bez pamięci. Moje serce jest już zajęte, to była miłość od pierwszego wejrzenia, miłość do wschodniej Sycylii, z widokiem na Etnę...






















































Sobotniej nocy signora Silvana zabrała nas na przejażdżkę po mieście, tak jak już pierwszego dnia obiecała. Modica tętniła życiem, szykowano fajerwerki, okazja do świętowania znajdzie się tu zawsze. Kolejny punkt widokowy, gdzieś w dole pasma świateł samochodów snujących się główną ulicą, Corso Umberto.
- Kiedyś płynęła tam rzeka. - napomknęła pani Silvana.
A ja niestety nie mogłam pociągnąć jej za język i dowiedzieć się czegoś więcej. Wiem, że płynęła, że Modica była nazywana kiedyś "Wenecją Południa", że 26 września 1902 roku w ciągu doby lunęły z nieba hektolitry wody, ekwiwalent półrocznych opadów, rzeka wystąpiła z brzegów, zniszczyła miasto i pochłonęła ponad 100 ludzkich istnień. W obawie przed kolejną tragedią rzekę zabetonowano. Tyle wiem, o więcej zapytam kiedyś signorę Silvanę, po włosku!
- Modica o Ragusa? - zapytała nas któregoś razu.
- Modica, signora Silvana! Wolimy Modikę!