...

...

sobota, 2 lutego 2013

Taormina.Tu kiedyś zamieszkam...




Styczniowa noc, właśnie wróciłam z pracy, kiedy się zerwała, gradowo-deszczowa nawałnica, ale prawdziwym zaskoczeniem były uderzenia pioruna,których naliczyłam... dwa, ale jakie! To o tym mówiło się wczoraj przez dzień cały. Słyszałaś?Bałaś się?Przeżyłaś?To było straszne! No ale cóż się dziwić, w przeciągu tych lat tutaj spędzonych trzy burze z piorunami naliczyłam. Jak się to ma do polskich doświadczeń? Nijak.
Podczas naszego pobytu na Sycylii burzy nie było, ale w takiej Taorminie to i burza nie zmąciłaby wrażenia, jakie to miejsce na nas wywarło.
EtnaBus sprawdziła się jeśli chodzi o tani sposób dotarcia do tej ponoć największej atrakcji turystycznej Sycylii. Na przystanku tłumek cisnących się do autobusu chińskich handlarek, sądząc po ich pakunkach, na pewno nie były to turystki; ledwie udało nam się znaleźć wolne miejsca. Z autostrady zjechaliśmy do Giardini Naxos, gdzie Chinki wysiadły, dalej droga wymagała od pana z wąsem nie byle jakich umiejętności manewrowania kierownicą; wspinaliśmy się na szczyt urwiska nad Morzem Jońskim, biorąc zakręty jeden po drugim, co budziło we mnie absolutnie skrajne emocje. Mimo serca gdzieś w gardle tłukącego się uwadze mojej nie umknęły coraz bardziej absorbujące widoki, cudna pogoda, kolor wody tak nienaturalnie niebieski...
Dotarliśmy szczęśliwie do przystanku końcowego, zerknęliśmy na rozkład jazdy i ruszyliśmy przed siebie. Od początku cudo! Poważnie! "Najlepszy punkt całej wycieczki, zobaczysz!" powtarzał  raz po raz M.
Wzdłuż głównej ulicy, Corso Umberto I, widzieliśmy raj dla zakupoholików; już z mapką jaką oferuje  informacja turystyczna z siedzibą w XV - wiecznym Palazzo Corvaja, oglądaliśmy kolejne place, kościoły, katedrę, fontannę. Trudno by się było zdecydować w którą z licznych uliczek wejść, jedne pięły się w górę, inne biegły w dół, do morza, a wszystkie bajecznie kolorowe.








 Punkt widokowy na Piazza IX Aprile przyciąga panoramą, której centralnym punktem jest Etna. Wyłoniła się właśnie zza białych chmur. Wyłonił się i zamek jakowyś, a widok to był na tyle atrakcyjny, że tam właśnie postanowiliśmy się dostać.
















Wędrowaliśmy uliczkami na obrzeżach miasteczka; ależ zazdrościłam babci podlewającej kwiaty na domowym tarasie, z którego widok miała nieziemski! Pojawiła się para turystów, wyszli z bocznej bramy, pewnie właśnie zaczynali dzień a i plan mogli mieć podobny bo widziałam jak pytali o coś spotkaną babcię, pokazując przy tym wzgórze z zamkiem. Zaczepiliśmy i my babinkę; z lekkim niedowierzaniem ruszyliśmy w stronę, którą nam wskazała, zwłaszcza że tamta para też wybrała pewniejszą , asfaltową drogę. Kiedy jednak w zaroślach odkryliśmy wąską ścieżkę, postanowiliśmy babci posłuchać.






 Zastanawialiśmy się dokąd dojdziemy ale widoki nie pozwoliłyby żałować, dokądkolwiek byśmy trafili. Szeroka panorama całej okolicy, Taormina, Giardini Naxos, autostrada wbijająca się w skaliste przeszkody, niebieskie Morze Jońskie, tylko podziwiać! A że wzgórze z naszym zamkiem pokazało się nagle gdzieś w oddali i że wspinaliśmy się właśnie na zupełnie inny szczyt, co tam! Dogoniliśmy grupkę Niemców, nieco lepiej przygotowanych do, bądź co bądź, wspinaczki, mających na sobie buty trekkingowe a nie korale; skoro nie jesteśmy tu jedynymi turystami to znaczy, że kierunek był jednak dobry! Dotarliśmy na szczyt, a tam wąskie uliczki, kościółek, Taormina to wciąż, czy już nie? Usiedliśmy w cieniu, wyciągnęłam mapę ale co da studiowanie mapy Taorminy jeśli się jest w Castelmola?, w sąsiedniej miejscowości! (której osobny wpis się należy!)
Nie tracąc czasu, ruszyliśmy dalej i tak znaleźliśmy mury zamku Castelmola; ten, do którego pierwotnie zamierzaliśmy wejść stał dumnie na sąsiednim wzgórzu ale gdy podejrzeliśmy go aparatowym zoomem, wydał się zupełnie opuszczony, ani żywego ducha! A tu było cudnie! Z każdej strony cudowna natura! To tutaj dopadła mnie myśl, że są tacy, którzy żyją w raju, że są takie miejsca na tym świecie, gdzie można po prostu być, żyć i cieszyć się tym życiem i byciem. Tu nawet w pochmurny dzień musi być pięknie! Taka jest Taormina, takie jest Castelmola.
Tuż przy zamku jest parking, skąd można busem zjechać do Taorminy,to jakieś 5 kilometrów. My postanowiliśmy zejść tą samą trasą, która nas tu doprowadziła. Skosztowaliśmy jeszcze tylko miejscowej pizzy, sałatki i wina, po czym ruszyliśmy w dół naszą ścieżką.




W Taorminie czekało jeszcze parę atrakcji.
Teatr grecki, jeden z najsłynniejszych na świecie zabytków Sycylii. I znów widoki, od których błogo
się robi.








Trochę przez przypadek trafiliśmy w jeszcze jedno czarowne miejsce, do Villi Comunale. Pewna angielska arystokratka do tego stopnia zakochała się w tym mieście, że postanowiła założyć tu swoisty ogród; co tu dużo mówić,popatrzeć,popatrzeć trzeba, pojechać, zobaczyć...













Co zamożniejsze irlandzkie panny wybierają sycylijską Taorminę i Villę Comunale na miejsce swych zaślubin. Niektórym kościółek w Gougane Barra już nie wystarcza, a miejsce to nie mniej klimatyczne, chociaż właściwie trudno je porównywać. Gougane Barra w County Cork to temat osobny, który miejsce tu swoje na pewno znajdzie!
Z Taorminą trzeba się było rozstać, trzeba było znieść jakoś powrót slalomem w dół, co było kolejnym nie lada wyzwaniem. Cali i pełni wrażeń dojechaliśmy do Katanii.

1 komentarz:

  1. Po kolei poczytam sycylijskie posty i na chwilę znowu się tam przeniosę...

    OdpowiedzUsuń