Nas Cefalu oczarowało kompletnie.
Z Palermo najłatwiej się tam dostać pociągiem,który niewielką odległość ok.60 km pokonuje w niecałą godzinę. Tego dnia kolej akurat zaplanowała strajk,oznajmiła nam przemiła pani w okienku kasy.Każdy zna uczucie ogarniające wszystkie członki na wieść,że swój wyszukany plan trzeba zmienić,mało to rozkoszne! Możemy pojechać pociągiem dalekobieżnym,którego i strajk lokalny nie miał prawa zatrzymać,dodała pani,ale wrócić możemy dopiero po 17-tej. Tak też zrobiliśmy.
Mówi się,że nowoczesność ominęła średniowieczne Cefalu szerokim łukiem. Takie i my odnieśliśmy wrażenie gdy wkroczyliśmy do starego miasta, znajdującego się bardzo blisko dworca kolejowego zresztą.Nie żeby handelku zabroniono dla podtrzymania średniowiecznego charakteru tego miejsca,nie, na głównej alei,Corso Ruggero, witryn kolorowych kuszących a to perfumą,a to torebeczką w bród. Kto jednak chciałby je oglądać,gdy wokół tyle prawdziwych atrakcji!No ale co dla mnie jest atrakcją dla kogoś innego być nią nie musi!
Zawędrowaliśmy na Piazza Duomo z katedrą,która stoi tu od 800 lat. Roger II,o którym wspomina się często,wyliczając sycylijskie wspaniałości z okresu średniowiecza, postanowił wybudować tu kościół w podzięce za ocalenie z morskiej katastrofy.
To w tym okresie miasto przeżywało swój złoty okres,nie za panowania Arabów (858-1063) i nie później,przechodząc z rąk do rąk kolejnych władców. A powstało prawdopodobnie w IX w.p.n.e.,założone przez lud Sykulów.W każdym razie to średniowieczne zabytki przyciągają uwagę turystów.
Takich uliczek w Białej Podlaskiej nie ma, nie ma ich w Cork,nie ma ich gdzie indziej.Spacer niespieszny takimi uliczkami to atrakcja sama w sobie.
Wzdłuż nabrzeża biegnie Via Vittorio Emanuele.Gdzieś tu właśnie znaleźliśmy schody prowadzące na dół,do "u'ciuni",źródła,gdzie niewiasty prały kiedyś bieliznę w wartkim,chłodnym nurcie rzeki; miejsce to nazywa się Lavatoio i wspominał o nim Boccaccio.
Przez jedyną ocalałą z czterech niegdyś bram miejskich zejść można do dzielnicy rybackiej;jej urokowi uległ i Giuseppe Tornatore kręcąc tu parę scen do "Cinema Paradiso".
Podreptaliśmy po pustej jeszcze plaży, zbierając siły na wspinaczkę.
Tempio di Diana z V w p.n.e., ruiny bizantyjskiej prawdopodobnie cytadeli i pozostałości po zamku z XII-XIII wieku.Tutaj przeniesiono ze względów bezpieczeństwa całe miasteczko w odległych,okrutnych czasach.
Momentami mieliśmy to miejsce na wyłączność,wyszukaliśmy mało uczęszczaną ścieżkę.Łatwiej w ten sposób poddać się atmosferze niezwykłej,wystarczy bowiem uświadomić sobie jak stare jest to miejsce,by jakieś drżenie przedziwne poczuć w powietrzu,energię,która przecież nie znika,która krąży.
- A dokąd ten pociąg zmierza?
- A do Rzymu!
To na wypadek takich właśnie sytuacji staramy się nie wracać ostatnim pociągiem czy autobusem.
Wysiedliśmy w ...Tusie,rozbawieni wciąż własną gapowatością,czy może raczej podatnością na moc tajemną sycylijskich napojów. Zaangażowałam miłego dziadka do pomocy przy kupowaniu biletu,ale maszyna nie działała więc postanowiliśmy sprawę wyjaśnić już w pociągu,z konduktorem. Dziadek strasznie się nami przejął,nie mógł pojąć,dlaczego jakiś pociąg właśnie przejechał nie zatrzymując się dla nas... A to tylko Tusa przecież,maleńka mieścinka,chociaż też,nie wątpię, warta zainteresowania,w innych,lepszych okolicznościach.
Mam Cefalu niedosyt,ba! Sycylii duży niedosyt mam!
mmm
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz