...

...

sobota, 1 czerwca 2013

Cefalu





Maruderom wytykającym Cefalu,że jest mekką turystów proponuję wybrać się do Białej Podlaskiej,tam nikt i nic zakłócać nie będzie ich świętego spokoju. Cefalu,owszem,w dużej mierze z turystyki zysk czerpie,ale w kwietniu tłum się jeszcze przez średniowieczne uliczki nie przelewa,nie wędruje gęsiego na i z góry Rocca, u stóp której miasteczko leży.
Nas Cefalu oczarowało kompletnie.
Z Palermo najłatwiej się tam dostać pociągiem,który niewielką odległość ok.60 km pokonuje w niecałą godzinę. Tego dnia kolej akurat zaplanowała strajk,oznajmiła nam przemiła pani w okienku kasy.Każdy zna uczucie ogarniające wszystkie członki na wieść,że swój wyszukany plan trzeba zmienić,mało to rozkoszne! Możemy pojechać pociągiem dalekobieżnym,którego i strajk lokalny nie miał prawa zatrzymać,dodała pani,ale wrócić możemy dopiero po 17-tej. Tak też zrobiliśmy.
Mówi się,że nowoczesność ominęła średniowieczne Cefalu szerokim łukiem. Takie i my odnieśliśmy wrażenie gdy wkroczyliśmy  do starego miasta, znajdującego się bardzo blisko dworca kolejowego zresztą.Nie żeby handelku zabroniono dla podtrzymania średniowiecznego charakteru tego miejsca,nie, na głównej alei,Corso Ruggero, witryn kolorowych kuszących a to perfumą,a to torebeczką w bród. Kto jednak chciałby je oglądać,gdy wokół tyle prawdziwych atrakcji!No ale co dla mnie jest atrakcją dla kogoś innego być nią nie musi!
 Zawędrowaliśmy na Piazza Duomo z katedrą,która stoi tu od 800 lat. Roger II,o którym wspomina się często,wyliczając sycylijskie wspaniałości z okresu średniowiecza, postanowił wybudować tu kościół w podzięce za ocalenie z morskiej katastrofy.
To w tym okresie miasto przeżywało swój złoty okres,nie za panowania Arabów (858-1063) i nie później,przechodząc z rąk do rąk kolejnych władców. A powstało prawdopodobnie w IX w.p.n.e.,założone przez lud Sykulów.W każdym razie to średniowieczne zabytki przyciągają uwagę turystów.







Takich uliczek w Białej Podlaskiej nie ma, nie ma ich w Cork,nie ma ich gdzie indziej.Spacer niespieszny takimi uliczkami to atrakcja sama w sobie.













Wzdłuż nabrzeża biegnie Via Vittorio Emanuele.Gdzieś tu właśnie znaleźliśmy schody prowadzące na dół,do "u'ciuni",źródła,gdzie niewiasty prały kiedyś bieliznę w wartkim,chłodnym nurcie rzeki; miejsce to nazywa się Lavatoio i wspominał o nim Boccaccio.
Przez jedyną ocalałą z czterech niegdyś bram miejskich zejść można do dzielnicy rybackiej;jej urokowi uległ i Giuseppe Tornatore kręcąc  tu parę scen do "Cinema Paradiso".
Podreptaliśmy po pustej jeszcze plaży, zbierając siły na wspinaczkę.














Cóż to za wspinaczkę planowaliśmy? A no na urwisko La Rocca ,u stóp którego Cefalu się rozrosło. Im wyżej,tym piękniejsze widoki oko cieszą.Pogoda nas absolutnie rozpieszczała.A na górze czekają nie tyle fajne miejsca do pobiwakowania, co pamiątki po odległej przeszłości.
Tempio di Diana z V w p.n.e., ruiny bizantyjskiej prawdopodobnie cytadeli i pozostałości po zamku z XII-XIII wieku.Tutaj przeniesiono ze względów bezpieczeństwa całe miasteczko w odległych,okrutnych czasach.
Momentami mieliśmy to miejsce na wyłączność,wyszukaliśmy mało uczęszczaną ścieżkę.Łatwiej w ten sposób poddać się atmosferze niezwykłej,wystarczy bowiem uświadomić sobie jak stare jest to miejsce,by jakieś drżenie przedziwne poczuć w powietrzu,energię,która przecież nie znika,która krąży.



















Sporo naszej energii pochłonęła La Rocca;wygłodniali wróciliśmy do miasta,by jak najszybciej nad talerzem jakimś zasiąść.Tu zamknięte,tam nam mogą dać pić... Ale udało się!Pamiętam,że trunek wybrałam mocny,lokalny,smakowy!Umysł rozluźniający i dłuuugo działający; gdy bowiem po spacerze promenadą wróciliśmy na dworzec kolejowy i wsiedliśmy do pociągu,który niebawem nadjechał,nie od razu zorientowałam się,że chyba zły kierunek obraliśmy,że widoków za oknem nie rozpoznaję.Jedno pytanko rozwiało wszelkie wątpliwości.
- A dokąd ten pociąg zmierza?
- A do Rzymu!
To na wypadek takich właśnie sytuacji staramy się nie wracać ostatnim pociągiem czy autobusem.
Wysiedliśmy w ...Tusie,rozbawieni wciąż własną gapowatością,czy może raczej podatnością na moc tajemną sycylijskich napojów. Zaangażowałam miłego dziadka do pomocy przy kupowaniu biletu,ale maszyna nie działała więc postanowiliśmy sprawę wyjaśnić już  w pociągu,z konduktorem. Dziadek strasznie się nami przejął,nie mógł pojąć,dlaczego jakiś pociąg właśnie przejechał nie zatrzymując się dla nas... A to tylko Tusa przecież,maleńka mieścinka,chociaż też,nie wątpię, warta zainteresowania,w innych,lepszych okolicznościach.
Mam Cefalu niedosyt,ba! Sycylii duży niedosyt mam!







mmm

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz